
Otrzymałam ostatnio propozycję napisania PLANERA na bieżący rok… „Chyba na chiński rok szczura” – pomyślałam, bo zaczął się właśnie w dniu, w którym pisałam tę krótką opowiastkę, czyli dokładnie wczoraj. Myśląc nad zawartością i formułą poradnika skorzystałam najpierw z wyszukiwarki Google, aby sprawdzić, co jest już dostępne na rynku, żeby niepotrzebnie nie dublować pomysłów. Przy okazji można podglądnąć, jak robią to inni, bardziej doświadczeni i znani w sieci, jak np. znana trenerka Anna Lewandowska. W opisie jej autorskiego planera pod tytułem: „Twój Rok” 12 kroków do pełni życia” czytamy, co następuje: „To prawdziwy skarbiec bezcennych chwil. (…) Będzie to wyjątkowy i niepowtarzalny rok życia. Wystarczy tylko otworzyć się na zmiany i zachwycić się sobą i światem! Zawiera m.in. ćwiczenia – zarówno fizyczne, jak i mentalne (…) sporą dawkę wiedzy i dużą dawkę motywacji”.
Tak, szczególnie ludzie z poczuciem lęku i depresją pod wpływem lektury poradnika zachwycą się sobą i światem i będą regularnie trenować zajadając „ketobatonika” – spuentowałam cierpko. Fragment z książki zamieszczony przez wydawcę był jeszcze bardziej „przekonujący”, więc czekam, aż pojawi się wkrótce jako „mem miesiąca stycznia 2020”. Ale przejdźmy do meritum: Ania z namaszczeniem godnym żony sportowca roku (hm… którego roku to było?) uchyla rąbka tajemnicy dzieląc się tym, jak wspaniale jest obudzić się wtuloną do swojego męża o poranku… Ach! Jaka piękna romantyczna wizja… tylko uwaga – ponad 70% kobiet, które zdecydują się zakupić to dziełko albo nie miała nigdy męża lub już go nie ma, a kolejne 50% z nich także stałego partnera, z czego prosty wniosek, że żadna z tych kobiet nie będzie mogła docenić uroków obudzenia się przy kimś innym niż własny pies;-). W związku z powyższym postuluję zmianę tytułu planera na: „12 kroków do pełni świadomości o samotności z powodu kobiecej zawiści”. Brzmi lepiej, prawda?
Kończąc falę zgubnego hejtu, którego stałam się mimowolnym autorem, pragnę zwrócić uwagę na kilka istotnych kwestii rodzących się z przemyśleń. Lektura powyższych publikacji skłania do refleksji na temat wszelkich maści poradników, książek motywacyjnych i im podobnych. Powstaje ich bardzo wiele i każda z nich na swój sposób jest prawdziwa. Prawdziwa, bo opowiada prawdziwą historię sukcesu ich autorów. Jednak należy w tym miejscu zauważyć, że sukces, który osiągnęli sprawdził się najczęściej tylko u nich samych. Dzieje się tak z wielu różnych powodów: indywidualnych predyspozycji, okoliczności, ograniczeń, pojawiających się możliwości i odrobiny szczęścia. Nie ma bowiem gotowych recept na pragnień spełnienie. Ile ludzkich potrzeb tyle definicji pełni i harmonii. Żaden, nawet najlepszy i najbardziej doświadczony coach tego nie zmieni.
Jedynie MY SAMI możemy wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zadać sobie szczere pytanie, czego od niego oczekujemy. Na przykład: w stwierdzeniu „chcę się odchudzić” wybrzmiewa pragnienie podobania się innym, a może bycia szczęśliwą (bycie szczupłą wcale tego nie gwarantuje, zapewniam Was!). Zatem żadni doradcy (którzy wcale nas nie znają) nie wykonają przysłowiowej roboty za nas. Choć każdy z nas marzy o równowadze, stabilności i bezpieczeństwie w życiu prywatnym i zawodowym, to jak świat światem – jeszcze nikt nie wynalazł niezawodnego sposobu na ich realizację. Dziś świat zastanawia się masowo jak budować kompleksowo swoje zdrowie lub rozwijać poczucie spełnienia duchowego, co jest moim zdaniem propozycją o tyle chybioną, że gubimy się w tym labiryncie tak długim jak lista dostępnych suplementów w aptece.
Co więc możemy zrobić? Jako filozof (nazywany kiedyś słusznie doradcą życiowym) mogę Wam jedynie zaproponować podążenie drogą, którą wiedzie Was własne serce. Bo ono Was nigdy nie okłamie. Tak, jak Wasze ciało. Kierunek nie jest tak naprawdę istotny. Ważny nie jest również cel, ale samo podążanie. Jeżeli nie wierzycie to spójrzcie na historie ludzi, którzy uważają się za szczęśliwych. Zazwyczaj okazują się one bardzo proste, dla wielu wręcz powtarzalne i nudne. Więc może warto wyłączyć myślenie w stylu: „Co muszę jeszcze wielkiego zrobić, aby świat mnie zauważył?” i zamienić to na pytanie: „Czego świat potrzebuje ode mnie i co mogę mu z siebie zaofiarować, żeby zarówno światu i mi było dobrze?”
Po kilku godzinach wysiłków intelektualnych wysłałam do wydawcy moją nieco inną propozycję. W opisie dla jakiej grupy docelowej przeznaczony jest planer – zamieściłam następujący wpis: „Świadome, choć niedoskonałe i przez to wyjątkowe kobiety, które pragną od życia więcej, a z różnych powodów im się to nie udaje. Kobiety bez doświadczenia i doświadczone przez los. Matki i córki, kobiety pracujące i zajmujące się domem. Kobiety zamężne i wolne. Po prostu prawdziwe, bo niedoskonałe kobiety, takie jak Ty i ja!”
Czekam już kilka dni na odpowiedź. Ciekawi mnie, czy tego rodzaju „propozycja sprzeda się na rynku”. Jak nie to trudno! Nie będę wciskać WAM, że jabłka lepiej rosną w chłodniach niż na drzewach. Życzę Wam natomiast autoserdeczności w odkrywaniu Waszej zwykłej-niezwykłej codzienności! Może jest ktoś, kto czeka na Wasz uśmiech albo ktoś, dla którego Wasz uścisk dłoni znaczy więcej niż prywatna audiencja u Papieża? Szukajcie zadowolenia w małych, codziennych rzeczach a żaden planer nie będzie Wam potrzebny!
Ale jeżeli nadal go potrzebujecie to zapraszam do wspólnego tworzenia:-)
„Tako rzecze Karolina”
…kto niemieckojęzyczny i czytał Freuda ten zrozumie