
Jak pamiętacie 3 miesiące temu rozpoczęłam kurację oczyszczenia olejem słonecznikowym z dodatkiem propolisu. Dziś mogę wreszcie ocenić jej skuteczność na obecnym etapie czyli na dzień dzisiejszy, bo organizm będzie się jeszcze oczyszczał przez jakiś czas w dalszym ciągu. Przypomnijmy, że kuracja olejem słonecznikowym, o którym pisałam Wam w marcu jest silnie oczyszczająca z toksyn. Na wstępie dopowiem, że czuję się dobrze i jestem osobą zdrową, nie mam żadnych poważnych dolegliwości ani współtowarzyszących chorób przewlekłych, choć nie zawsze tak było, o czym opowiem Wam któregoś pięknego popołudnia przy temacie „Czy tylko pacjent ma prawo chorować?”
A więc co działo się ze mną przez ostatnie 90 dni?
Przez pierwsze 10 dni nic specjalnego się nie miało miejsca. Tzn. samopoczucie w porządku, żadnych dolegliwości fizycznych. Po tym czasie zauważyłam, że:
– moje plecy pokryły się drobnymi krostkami i ten stan utrzymywał się przez kolejne 3-4 tygodnie kuracji stopniowo przechodząc z fazy ostrej w łagodną (dobrze, że nie musiałam chodzić na plażę;-);
– po 3 tygodniach pojawiły się bóle w okolicy barków i karku (typowo grypowe, bardzo silne), które ustąpiły samoistnie po 2 dniach (no może nie całkiem samoistnie, dziękuję smalec gęsi, że istniejesz;-p)
– a następnie żeby było mało aż 3 opryszczki wargowe w jednym tygodniu (dzięki Ci wielka Mario Treben za zioła szwedzkie, inaczej bym tego nie przeżyła!)
– po 4-5 tygodniach aktywował się żołądek oraz zatoki: poranki przestały należeć do najprzyjemniejszych, ponieważ zaopatrzona w chusteczki higieniczne zaczęłam odksztuszać spore ilości flegmy i wydzieliny nosowej
-zmienił mi się zapach ciała (pomocy!)
– zmieniło się moje pH jamy ustnej, zapach z ust nie był najprzyjemniejszy dla otoczenia
– a po 2 miesiącach zauważyłam, że na kliku zębach utworzył mi się kamień nazębny, co było dla mnie sporym zaskoczeniem (przecież nie palę papierosów!)
– poczułam się zmęczona i bez braku energii życiowej (winę za ten stan rzeczy zrzuciłam na brak regularnych treningów z powodu wirusa w koronie)
– spadek formy umysłowej pociągnął za sobą niechęć do przygotowywania wysokiej jakości spożywania posiłków (e tam, zjem, co mam pod ręką)
– pierwszy raz od wielu lat mój organizm zaczął domagać się cukru (a właściwie czekolady!)
– moje włosy przestały być takie bujne (optycznie), ale przecież nie wypadały!
– pojawiły się niewielki cienie pod oczami, których nigdy nie miałam…a zaczęłam sypiać dwie godziny dłużej.. tylko, że nie w tę stronę co trzeba (sic!)
– pojawiły się nawet przejściowe problemy z porannym oddawaniem kału (stolec był bardziej zbitej konsystencji, przez co moje wizyty w toalecie nie trwały już 20 sekund ale dłużej…)
– kilka dni temu miałam wrażenie obrzmienia tarczycy, które minęło samoistnie

Co jeszcze zaobserwowałam, a raczej inni zaobserwowali?
„Wyszczuplałaś.. ale masz nogi!” – słyszałam ostatnio od znajomych, którzy dawno mnie nie widzieli. No mam nogi, jak nogi… do podłogi;-) Rzeczywiście może i wysmukliła mi się sylwetka, jednak wagowo nie drgnęłam ani grama. Cud?!?
Ale na poważnie: dziś był ostatni dzień kuracji olejem z propilisem. Czuję, że mój organizm więcej nie potrzebuje. Dziś zatoki mam wolne i osuszone, także żołądek pozbawiony wilgoci i śluzu (a wierzcie, że nie mam apetytu na nabiał i inne śluzotwórcze, zimne produkty), co zawsze w moim przypadku na wiosnę załatwiał w moim przypadku zbawienny tatarak). Należy też dopowiedzieć, że po wypłukaniu ust, piłam na czczo ocet jabłkowy z ciepłą wodą, a w odstępie 30 minut moją ulubioną miksturę z imbirem, cytryną, anyżkiem i odrobiną miodu lipowego lub gryczanego. Ok. 1 godziny od wypłukania ust olejem spożywałam ciepłe śniadanie. Co ciekawe, przestałam mieć poranne pragnienie. W ciągu dnia wypijam sporo płynów: ziołowych herbatek, wody z dodatkami, zup czy wreszcie herbat. W ostatnim tygodniu kuracji zaobserwowałam całkowity zanik porannego pragnienia, mimo, że ślina wydzielała się w prawidłowych ilościach i nie miałam poczucia suchości w ustach.
Dziś jeszcze za wcześnie, aby ocenić realne efekty kuracji, ponieważ oczyszczanie jeszcze trwa. Wątroba potrzebuje jeszcze przynajmniej 4 tygodni, aby się w pełni zregenerować. Na dzień dzisiejszy mogę rzec z całą odpowiedzialnością, że organizm pozbył się niepotrzebnych toksyn przez skórę (krostki/wągry itp.), usta (zmiana pH w ustach pod wpływem uwalniania toksyn pociągnęła za sobą rozwój płytki nazębnej) oraz jelito cienkie i grube (zmiana konsystencji wypróżnień). Gorsze samopoczucie fizyczne i psychiczne pojawia się przy oczyszczaniu wątroby i jelit. Wspomnę jeszcze, że codziennie wspomagałam swoje narządy ćwiczeniami kinezjologicznymi i tańcem meridianowym, pobudzającym energię życiową poszczególnych narządów oraz krew i limfę.
Na szczęście większość przykrych dolegliwości minęła bezpowrotnie. Jedno jest pewne: jesteśmy jako ludzie zaśmieceni: jedzeniem, które spożywamy, nawykami i emocjami, środowiskiem, w których żyjemy oraz polami elektormagnetycznymi emitowanymi z naszych urządzeń mobilnych. Zbieramy to wszystko i kumulujemy nieustannie. Kuracja olejem w prosty i łatwo dostępny sposób wpływa na samooczyszczanie się organizmu ludzkiego. I choćby z tego powodu warto ją stosować.
A ja za jakiś czas daję Wam znać, co u mnie! A od jutra biorę się za picie nalewki z nagietka oraz miesięczną kurację karczochem dla pełnej regeneracji mojego prywatnego laboratorium, którym jest moja wątroba. Przy okazji zachęcam do picia herbatki wątroba/cukier by „Ziołowy Raj”! Jej składniki dodaję często do swoich energetycznych zup. Jej wysokość wątroba jest tego warta, tak jak TY! 🙂